Uczestnicy projektu 17 września zaprezentowali 11 swoich prac, które były efektem działań artystycznych w plenerze w Sławatyczach nad Bugiem. Każda z historii została opowiedziana za pomocą wikliny, trzęsawicy modrej (gatunek trawy) i pszczelego wosku. Dziękujemy wszystkim autorom i autorkom, którzy w pocie czoła pracowali pod okiem Mistrza – Mirosława Maszlanko. Gratulujemy niezwykle świadomych interwencji w naturalne środowisko, gdzie proces twórczych poszukiwań zawsze stawiał przyrodę na pierwszym miejscu. Spieszcie je oglądać, tak szybko ulegają biodegradacji ;)
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury „Kultura – Interwencje. Edycja 2023”.
Fot. Marcin Butryn oraz Fotoklub Podlaski
Anna Szczygieł “Dobre miejsce”
Sławatycze to mała miejscowość. Trzy sklepy, apteka, kwiaciarnia, kościół i cerkiew. Od niedawna restauracja w starym młynie. Miejscowość pięknie położona wzdłuż Bugu, z milionem uroczych zaułków i malutkich naturalnych plaż. Zauroczyło mnie to wybrzeże od pierwszych chwil. Wyobraziłam sobie, że życie mieszkańców toczy się właśnie tu, przy rzece. Oczami wyobraźni widziałam koce rozłożone na brzegu, dzieci grające w badmintona, zakochanych w romantycznych zakamarkach. Widziałam Bug jako miejsce spływów kajakowych, codziennych spacerów z psami i porannego joggingu. Szybko jednak okazało się, że Bug jako rzeka graniczna, będąca w centrum konfliktu politycznego, jest miejscem surowym, groźnym i zabronionym. Spacer wzdłuż rzeki stał się możliwy po uprzednim zawiadomieniu Straży Granicznej, z podaniem numeru Pesel włącznie. Już spacerując – co chwilę napotykamy uzbrojonych żołnierzy i resztki drutu kaleczącego i ciało i duszę. Bug stał się mniej przyjazny, ale pozostał niezmiennie piękny. Każdy dzień naszych landartowych warsztatów rozpoczynaliśmy od „otwierania rzeki” w siedzibie straży. Spacerowaliśmy jej brzegiem nie napotykając po drodze niemal nikogo. Raziła mnie ta pustka bardzo. Postanowiłam więc swoją landartową pracą przypomnieć mieszkańcom Sławatycz, że mają tak piękne miejsce. Z beztroską lat młodzieńczych kojarzyła mi się huśtawka. Utkałam ją więc z wiklinowych witek i zawiesiłam na długich naturalnych lianach na gałęzi drzewa z widokiem na Bug. Nie mogę poręczyć za jej stabilność ;) ale oczami wyobraźni widziałam bujające się na niej dzieci czy pary. Rozglądając się wokół pomyślałam, że jest to Dobre Miejsce. I tak też nazwałam swoją pracę :)
Antonina Dutkiewicz „Usłysz”
Pracę stworzyłam z potrzeby odpowiedzi na zjawiska, które mnie otaczały. Zarówno dźwięki natury, takie jak krzyki i nawoływania zwierząt, podmuchy, szelesty i szmery, jak i obrazy – konstelacje liści i gwiazd. Obły kształt formy ma zachęcać do zanurzenia się, zarówno w tubę do odbierania odgłosów, jak i lunetę do obserwacji. Po wyizolowaniu się od otoczenia zmysły stają się wyostrzone na odbieranie różnorodnych bodźców.
Adrianna Iwanejko – „Gwiazdeczki/Zoreczki”
To ulotna instalacja z kłosów traw zebranych ze sławatyckich łąk nawiązuje do ludowych stroików, które wieszano w domach pod sufitem lub w tzw. świętym kącie podczas czasu Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Instalacja znalazła swoje miejsce ,,pod niebem pełnym cudów” w przestrzeni zdziczałego sadu za drewnianą stodołą proboską. Lewitujące puszki przypominają o pierwotnych, najprostszych zachwytach, dziecięcych kołysankach śpiewanych przez ciepłe głosy najbliższych osób i przynoszą refleksję o tym, że niebo i gwiazdy są wspólne niezależnie od tego, po której stronie rzeki się znajdują.
Jakub Ziółkowski – „Konstelacje”
Pragnąłem uchwycić piękno gwiazd w wiklinie przy użyciu słonecznych promieni i blasku nad Bugiem. Charakter pracy skupiony jest wokół jedności z otoczeniem, naturą. Układ, ledwo dając się zauważyć, swoim wydźwiękiem i aurą ma podkreślać przemijalność, zaprasza widza do wgłębienia się w gwiazdozbiór, zatrzymania się pośród chwiejących się na wietrze gwiazd w ulotnej chwili.
Karolina Zielińska – „Radość”
Kołyska, huśtawka, bujak. Symbol dziecinnej radości i swobody zawisł nad Bugiem dla uwypuklenia kontrastu między sielskością i pięknem otaczającej przyrody, a mrokiem i wiecznym napięciem otaczającym teren pogranicza. Miejsce, które kojarzy się z wakacyjną beztroską i totalną wolnością otoczone jest teraz listą zakazów i nakazów. Piękno przyrody niegdyś kojące i relaksujące teraz budzi niepokój i strach, a strażnicy skrupulatnie wyliczają i legitymują spacerujących. Dla zrównoważenia układu sił postanowiłam stworzyć „Radość” jako swego rodzaju pomnik dziecinnej beztroski i radości. Mam szczerą nadzieję, że chociaż na chwilę rozpogodzi serca i umysły odwiedzających teren pogranicza.
Lena Jungowska – „Sfera”
Sfera to bazowy kształt jądra atomu, a więc skali mikro, ale też gwiazd i całych układów w których obiekty krążą po zbliżonych do okręgu orbitach wokół gęstego centrum- skala makro. W trakcie tworzenia moja koncepcja ewoluowała, dokładnie to określenie bardzo mi tu pasuje. Początkowa wizja zakładała więcej symetrii i chłodnego minimalizmu, natomiast materiał z którym pracowałam, sam zaczął podpowiadać mi jakim kształtem powinien się stać, miałam wrażenie, że struktura rzeźby zmienia się w tkankę, forma stawała się coraz bardziej organiczna i czułam, że wchodzę z nią w dialog. To było miłe doświadczenie, myślałam o ogromie wszystkiego, o powstaniu życia, o tym, jak nieorganiczne cząstki łączą się ze sobą i po niezliczonej ilości prób powstaje coś co możemy określić jako żywe. Chciałabym dodać, że mój obiekt to eksperyment artystyczny, a proces tworzenia i nauka jaką wyniosłam jest dla mnie równie ważna, jeśli nie ważniejsza co efekt. Cały Landart na granicy, tak jak moja praca nabierał życia z każdą chwilą, najpierw trochę teorii, zmierzenie się z nowymi narzędziami i nieśmiałe początki, aż w pewnym momencie okolica zakwitła ogromnymi formami i radością z ich tworzenia.
Martyna Groth – „“Infantka”
Maryla Świderska – „Śieć”
Moja praca jest dużą ażurową formą, wykonaną z wikliny, swoim wyglądem przypominająca pajęczynę. Było to moje pierwsze spotkanie z tą techniką, dlatego postanowiłam, aby motyw został wybrany intuicyjnie, zgodnie z pierwszymi wrażeniami i odczuciami z pracy z tym medium. Wyplatanie wiklinowych form skojarzyło mi się z procesem powstawania pajęczej sieci. Umieszczenie jej nad Bugiem, w zacienionym miejscu w otoczeniu drzew pozwoliło mi na zbudowanie kontrastu między bielą „Sieci” a zielenią lasu.
Martyna Biszczad – „Demiurgia”
Pajęczyny oraz sam proces ich tkania jest dla mnie w pewien sposób fascynujący, a zarazem lekko zatrważający, bo lęk przed pająkami nie jest mi obcy. Jednak ich sieci przypominające witraże, mieniące się w słońcu na srebrno rodzą we mnie poczucie inspiracji. Początkowo ta praca miała być tylko interpretacją zjawiska, w którym występuje wiele pajęczyn skupionych w jednym miejscu i które wówczas przypominają galaktyki — pozornie połączone, ale tak naprawdę indywidualne systemy. W miarę tworzenia praca ta zaczęła budzić również skojarzenia z ozdobami ludowymi, zwanymi pająkami, które wywieszano pod sufitem w czasie Bożego Narodzenia lub podczas wesel. Miały one chronić rodziny przed złą energią i chorobami. Tak jak sieć pajęcza jest pułapką na muchy i komary, tak folkowy pająk czyhał na wszelkie nieszczęścia, które mogły spotkać domowników. Pająk uznawany był za istotę demiurgiczną — tworzącą niezwykłe, centryczne sieci przypominające układy kosmiczne, kojarzące się z porządkiem i harmonią.
Karolina Ben – „Gniazdo”
To wypleciona z wierzbowych witek historia o zakładaniu domów, czasem wielu, w życiu współczesnego człowieka. Pleceniu towarzyszyły rozważania o procesie ugniazdowienia, dającym poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Ustawiony wewnątrz wiklinowego gniazda osikowy pieniek, zaprasza każdego, kto odczuje potrzebę, do tego by wejść do środka, przysiąść na chwilę i zaznać odpoczynku, z widokiem na nieśpieszny nurt cichej rzeki.
Marzena Bielecka – “Mokosz”
Dawniej na ziemię przysięgano i przeklinano, ziemię całowano i święcono. Misternie ułożone wiklinowe patyczki, tworzą symbol słowiańskiej bogini Mokosz, uosabiającej matkę ziemię, płodność oraz kobiecą siłą. Stworzenie tego symbolu w starym palenisku, jest jak gest, który ma potencjał odrodzenia tego zapomnianego miejsca. Ten artystyczny akt może tchnąć życie, pozwolić korzeniom zapuścić się głęboko w ziemię i przywrócić ducha natury do tego zakątka. Instalacja „Mokosz” przypomina nam, że kiedyś ludzie żyli w zgodzie z naturą, w rytmie pór roku i cyklu dzień-noc. To wezwanie do powrotu do tych korzeni, do szacunku wobec ziemi i harmonii z przyrodą, które są niezbędne w dzisiejszym świecie, gdzie często tracimy tę więź i zapominamy o tym, co naprawdę ważne.
Mirosław Maszlanko – „Kapsuła czasu”
Zdjęcie dzięki uprzejmości Fotoklub Podlaski
Delikatna, ażurowa konstrukcja z trawy zlepianej woskiem pszczelim przyjmuje symboliczny kształt nasiona. Zawiesiłem ją w wąskim kręgu utworzonym przez młode świerki. Ten gęsty, mroczny zagajnik stał się tłem dla jasnej, rysunkowej formy. Zwarty wrzecionowaty kształt stał się dla mnie naczyniem znaczeń, naczyniem zasiewu myśli o delikatności życia, fenomenie natury, jej mocy i kruchości, o jej odchodzeniu, o zanikaniu na naszych oczach dzikiej przyrody. Metaforyczne ziarno, naczynie napełniłem solastalgią, obrazami bezpowrotnie utraconego świata. Człowiek stał się przeciwnikiem samego siebie, swojej natury, której źródłem były i są dzikie ogrody Matki Ziemi. Jakiś czas temu byłem w okolicach Arłamowa na blokadzie wycinki Puszczy Karpackiej. Młodzi ludzie – aktywiści, wolontariusze protestowali, walczyli o drzewa, o las, o zwierzęta, o utworzenie Turnickiego Parku Narodowego, zderzając się z obojętną, wyrachowaną korporacją Lasów Państwowych. Moją realizację dedykuję tym wszystkim naukowcom, aktywistkom, aktywistom, organizacjom, dla których idea utworzenia na Pogórzu Przemyskim Turnickiego Parku Narodowego jest ważna i aktywnie działają na rzecz ochrony Puszczy Karpackiej.